To nie pierwszy i z pewnością nie ostatni post o wirtualnych
znajomościach przeniesionych do realu..
Może będę się powtarzać, ale usilnie
staram się, aby na tym blogu znalazły się, poza przyziemnymi recenzjami,
szczególne momenty w moim życiu, które sprawiają mi wyjątkową radość i
powodują, że żyć się chce!
To, że uwielbiam za spotkaniami z fajnymi ludźmi, wiecie już
na pewno! To, że jak wszyscy mam na to zawsze stanowczo ZA MAŁO czasu, to też
nie tajemnica. I skoro udało się doprowadzić do takowego - tym bardziej mam
potrzebę pochwalenia się :)
Tym razem wraz z moją przyjaciółką Patrycją wybrałyśmy się
do Warszawy – na niedzielne spotkanie z cudowną Zuzą! <3
Oto kilka zdjęć, które może oddadzą klimat spotkania ;)
Niby nic takiego, ale historia trochę jak nie z tej bajki..
W internecie pełnym hejtu, spotkała mnie szczera i spontaniczna sytuacja..
Dojrzawszy mnie w filmiku Anioła Na Resorach, Zuza postanowiła mnie „wysznupać” w czeluściach sieci... Po nitce
do kłębka i …......udało się! 14 sierpnia 2014 roku dostałam pierwszego maila. Tyle
zachodu, by napisać mi coś miłego.
Może to dla wielu z Was nic takiego, ot, chleb codzienny, ale dla mnie była to sytuacja abstrakcyjna.. Ktoś poświęcił czas i energię, by sprawić mi przyjemność… I na tej jednej przyjemności się nie skończyło..
I sama nie wiem, czy to pisać czy nie. Bo z jednej strony wspomnieć o tym, że niedługo po pierwszym mailu otrzymałam paczkę pełną cudownych rzeczy, mogłoby oznaczać, że jest to dla mnie przesadnie ważne, że mam parcie na materializm… Ale… z drugiej strony, NIE WSPOMNIEĆ o tym fakcie – to jakby nie docenić gestu, dobrych chęci i …bezinteresownej szczodrości.. I tak naprawdę nie ma wystarczającej formy, jaką mogłabym wyrazić wdzięczność.. Bo nie czarujmy się. Wiele z rzeczy, które widzicie na moich profilach – nigdy nie znalazłoby się w moich rękach, gdyby przyszło mi je kupić.
Może to dla wielu z Was nic takiego, ot, chleb codzienny, ale dla mnie była to sytuacja abstrakcyjna.. Ktoś poświęcił czas i energię, by sprawić mi przyjemność… I na tej jednej przyjemności się nie skończyło..
I sama nie wiem, czy to pisać czy nie. Bo z jednej strony wspomnieć o tym, że niedługo po pierwszym mailu otrzymałam paczkę pełną cudownych rzeczy, mogłoby oznaczać, że jest to dla mnie przesadnie ważne, że mam parcie na materializm… Ale… z drugiej strony, NIE WSPOMNIEĆ o tym fakcie – to jakby nie docenić gestu, dobrych chęci i …bezinteresownej szczodrości.. I tak naprawdę nie ma wystarczającej formy, jaką mogłabym wyrazić wdzięczność.. Bo nie czarujmy się. Wiele z rzeczy, które widzicie na moich profilach – nigdy nie znalazłoby się w moich rękach, gdyby przyszło mi je kupić.
No i dodać trzeba, że Zuza, choć mieszka zza oceanem – to nie
typ Żony Hollywood mieszkający w willi z basenem i pięcioma samochodami w
garażu :P Tym bardziej jest to dla mnie niesamowite i
cudowne. I wiecie, choćbym nie wiem jak się starała – żadna moja paczka nie
jest w stanie przebić tych od Niej :)
Nie wiem, naprawdę nie wiem jak ten post zostanie
odebrany.. Mam nadzieję, że rozumiecie
moje intencje – to, co chcę przekazać. Zawsze powtarzam, że dobro wraca. Staram
się być „dobra”… a i tak, jak to dobro do mnie wraca – jestem zaskoczona
i nie mogę uwierzyć w to co mnie spotyka.
Korzystając z okazji i pozostając w temacie – dzięki Zuza za
to słoneczko, które nade mną świeci za każdym razem kiedy sobie przypominam
początki naszej znajomości :)
No i dzięki Wam Kochani, za każdy przejaw sympatii – dodajecie
mi skrzydeł każdego dnia! <3
jesteście super kobietki ;) fajnie na Was patrzeć, super że się poznałyście ;) http://creamshine.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDzięki Kochana! :D Te spotkania to najfajniejsza strona internetowych znajomości :)
UsuńPozdrówka!