poniedziałek, 7 grudnia 2015

DYLEMATY MAMY I TATY - CZYLI JAK W (DZISIEJSZEJ) SZKOLE (PRZE)ŻYĆ...


Ostatnio wrzuciłam screen mojej „zgody”…. Wrzuciłam na FB oraz Instagram.. Przyznam szczerze, że był to impuls… Sama byłam TAK zaskoczona i w zasadzie rozbawiona absurdem sytuacji – że musiałam się z Wami podzielić…

Reakcja otoczenia przeszła moje oczekiwania! Widzę, że nie tylko mnie poruszyła ta sprawa. 


Młody jechał na wycieczkę. Jednodniową. W dniu poprzedzającym, ledwo przekroczyłam próg domu, zaatakował mnie „mamo MUSISZ podpisać mi zgodę!”… Generalnie byłam przekonana, że dotyczyć ona będzie sprawy związanej z bezpieczeństwem mojego dziecka na wycieczce..
Czego dotyczyła, widzicie powyżej… 


Czytając Wasze komentarze, utwierdzam się w przekonaniu, że nie tylko ja mam wrażenie, że źle dzieje się w naszym kraju… Popatrzcie po sobie Kochani Rodzice? Czy wyszliście na ludzi? Tak! A czy na wycieczce mama oprócz kanapek dawała Wam słodką przekąskę? Tak! Nawet ja, w czasach kiedy w sklepach szału nie było, zawsze miałam w plecaku jakieś draże kokosowe, czy cukierki iryski :) 

 
Gdzie jest granica rozsądku? Jestem jak najbardziej za propagowaniem zdrowego żywienia dzieci… Bo ich dobre nawyki będę procentować w życiu dorosłym.. Ale czy naprawdę należy zrzucać to na bakier szkoły? Czy szkoła jest od tego, żeby odpowiadać za żywienie dzieci? W pełni rozumiem zakaz sprzedaży fast foodów w placówkach szkolnych, na etapie podstawówki (bo z reguły dzieci te, nie mogą wychodzić poza teren szkoły – przez co zakaz ten ma sens). W przypadku gimnazjów i liceów? To tak naprawdę bezmyślny i nic nie wnoszący zapis w regulaminach szkolnych, bo przecież każdy młody człowiek WIE gdzie w pobliżu szkoły kupi jakiś zakazany owoc „a raczej hamburger”… 


Nie oszukujmy się. To my rodzice odpowiadamy za to co jedzą i co będą jeść nasze dzieci… To nie chodzi o to, co dziecko zjada przy nas, kiedy pilnujemy. Ale o to, co kupi – jeśli damy mu 5 zł i wolny wybór. Czy przekażemy mu tą wiedzę i tą świadomość na tyle rozsądnie, że potraktuje to jako naturalny odruch czy permanentny zakaz… (A jak wiemy, zakazy są po to, żeby je łamać ;) :P ) Czy kupi, chrupki kukurydziane czy chipsy… bo wreszcie mama nie patrzy…


Pewnie wiele z Was się ze mną nie zgodzi… ale ja uważam, że rodzice teraz lubią przerzucać odpowiedzialność „na cały świat”.. Szkoła ma pilnować, przedszkole… a oni conajwyżej mogą to ocenić dobrze bądź nie.. Wiem co mówię, gdyż od trzech lat zasiadam w Radzie Rodziców i czasem włos się jeży jak słyszę wymagania i oczekiwania pewnych rodziców.. Z drugiej strony, kiedy trzeba zaangażować się w życie szkoły – chętnych brak..


Doszło do absurdu. Nie pierwszego, nie ostatniego. Kadra pedagogiczna drży ze strachu przed każdym posunięciem.. Każda wywiadówka to kolejne „zgody”, „pozwolenia”, jak ja to zwę potocznie – dupochrony.. ;) Nauczyciel boi się własnego cienia, a my Rodzice podpisujemy, podpisujemy… W efekcie – nasze dzieciaki wyrastają w przeświadczeniu, że „Pani w szkole” to sobie może pogadać… w razie czego poskarżą w domu i już ta sama Pani kłopoty mieć będzie :/



Świat staje na głowie, ale naprawdę wiele zależy od nas! Nie dajmy się zwariować! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz