Pracowałam społecznie w biurze poselskim. I nie powiem, czas ten wspominam pozytywnie. Mogłam zobaczyć ten świat od kulis. Biegać po sejmie, przespać się w hotelu poselskim… a przede wszystkim – odczuć na własnej skórze – że poseł to też człowiek. I choć nigdy nie trzymałam się kurczowo jakiejś partii – do dziś jest kilka osób ze świata polityki, do których czuję sympatię (jak np. p. Ewa Kopacz)
Daleka też zawsze
byłam zarówno od idealizowania jak i w równym stopniu od bluzgania
na konkretne partie. Chyba możliwość poznania tych osób „na
żywo” uświadomiła mi, że czym innym jest głos posła, a czym
innym głos partii – którym musi mówić. Stąd jakoś szczególnie
się nie emocjonowałam sprawami politycznymi.
Powiem Wam jednak
szczerze, że obecna sytuacja tak mnie przytłacza, że poczułam
ogromną potrzebę wylania swoich flustracji na „papier”..
Oczywiście mam pełną świadomość jak delikatny to temat, jakie
emocje wyzwala i jak dzieli, intensywniej niż kiedykolwiek nasze
społeczeństwo.
No ale trudno. Mam
ochotę napisać co mi w sercu gra. A jest to prawie marsz żałobny.
Autentycznie „dobra zmiana” sprawiła, że odechciewa się
wszystkiego.
I nie tylko chodzi o
to, iż dziecko moje jedyne, nastoletnie – w oczach Państwa
naszego wielmożnego jest dzieckiem gorszym, mniej potrzebującym,
ba! nawet wszystko wskazuje na to, że jest za bogatym (!) na
jakiekolwiek wsparcie.. Zaraz pewnie odezwą się głosy, że mi żal
cztery litery ściska, bo ja nie mam 500+ a inni tak. Hmm w sumie…
Trochę mi żal, zważywszy na sytuację, że znane mi osobiście
bardzo majętne osoby pobierają ów „zasiłek” na swe drugie
dziecię. Może też zważywszy na to, że potrzeby nastolatka
(rosnącego w tempie ekspresowym) przekładają się na wydatki,
które ostatnimi czasy przyprawiają mnie o palpitacje ;) I nie ma
zmiłuj się. Płać i płacz. Albo rób kolejne dziecko.
To takie podejście
do sprawy od strony prywaty. Bo jednak trochę boli, trochę przykro.
Chciałabym jednak na sprawę spojrzeć pod innym kątem. Zawodowym,
który chyba jednak dużo bardziej mnie irytuje.
Otóż pracuję w
firmie, gdzie m.in. zatrudniamy pracowników fizycznych, można
powiedzieć, że niższego szczebla (choć bardzo nie lubię tego
określenia). To co stało się PO wprowadzeniu programu 500+ zakrawa
o jakiś absurd. Kiedy słyszę, że dzięki temu spadło bezrobocie
(!), że wszyscy szczęśliwi i zadowoleni, że boom demograficzny…
To zastanawiam się, czy to bajka na dobranoc czy już tylko
autentyczna chamska kiełbasa wyborcza. Bo wiecie co? Ja widzę coś
zupełnie innego.. Widzę mnóstwo kobiet, które wprost mówią mi,
że im się nie opłaca pracować, albo… że owszem przyjmą pracę
pod warunkiem, że będzie „bez umowy”.. No bo przecież stracą
zasiłki, dodatki i „pięćset” także na pierwsze dziecko.. Ty
oto sposobem – autentycznie – nie ma komu pracować. A
przynajmniej firmy taka jak ta, w której pracuje – nie igrające z
prawem pracy – mają olbrzymi problem. Bo poza paniami, które chcą
dorobić do marnej emerytury – to młode pokolenie woli
autentycznie fundnąć sobie kolejne dziecko. A tu tysiak becikowego,
a tu tysiak co miesiąc (bo mama nie pracująca), tutaj pięćset
plus… i życie jak w Madrycie.. Już naprawdę pomijam fakt, który
jest mi dany zaobserwować – że jednak te pieniądze to często
high life dla rodziców, a nie koniecznie tych dzieci – ale kij ma
dwa końce i absolutnie daleka jestem od generalizowania. Najbardziej
przeraża mnie fakt, że przez ten naprawdę nieprzemyślany program
posiadanie pracy to aktualnie „głupota”.. I serio, trochę
zaczynam się zastanawiać, czy ja aby normalna jestem. W sumie –
mam pierwszą grupę inwalidzką. Po co ja pracuję? Ta najniższa
renta nie pozwoli przeżyć, ale… jeśli dodać do tego pięćset
plus, dodatek do mieszkania, zasiłki celowe… Pożyję nie gorzej
niż teraz, a będę mogła dziennie robić live na instagramie! Hahaha ;)
:P Kuszące? NEVER!!!!
Ja chyba jednak
inaczej pojmuję carpe diem… Żyj chwilą – jasne! Ale do
cholery, kto mi kiedyś da emeryturę? Owszem, wiem … będzie
głodowa! Ale będzie. Poza tym, posiadanie dziecka to
odpowiedzialność. Nie tylko za czyny, ale także za zwyczaje,
nawyki, całe to wychowanie. I naprawdę nie wyobrażam sobie
wychowywania dziecka bez tzw „kultu pracy”. W przeświadczeniu,
że żeby zarobić nie trzeba nic robić. Dzieci czerpią od nas
wzory i tak jak podkreślam – moje obserwacje dotyczą tych rodzin,
które nie są majętne - tam ten tok myślenia jest powielany z
pokolenia na pokolenie. Nie pracowali dziadkowie, nie pracują
rodzice – „jestem biedna i żądam pomocy”. Wierzcie mi, czasem
opada mi szczęka jak słyszę młodziutką mamę, która ma tak
obcykane wszystkie możliwe socjale, że powinni jej z mety dać etat
w MOPS…
A tu z drugiej
strony człowiek uczciwie pracuje, płaci podatki, nie zarabia
fortuny… i ma guzik! Zero wsparcia. I autentycznie kiedy mam takie
spotkania twarzą w twarz – czasami mam wrażenie, że swoimi
ideałami to sobie powinnam podetrzeć … wiecie co :) Bo choć
absolutnie nie pochodzę „z dobrej majętnej” rodziny, to jednak
zawsze starałam się do czegoś dojść. Z lepszym lub gorszym
skutkiem. I już sama ta „praca” nad jakością mojego życia
dawała i daje mi dużą satysfakcję.
Ale! Żeby była
jasność. Uważam, ze nie ma nic ważniejszego niż czas spędzony z
maleństwem. Jego pierwsze miesiące. I jak najbardziej Państwo
powinno wspierać finansowo mamy w tym okresie. Tak by nie miała
dylematu czy wrócić do pracy, czy pozostać przy dziecku. Ale
potem… programy wsparcia powinny mobilizować i budować możliwość
podjęcia pracy przez mamę. Żłobki, przedszkola ….
dofinansowania do WYNAGRODZENIA.. Kiedy pracuje się na pieniążki,
mówcie co chcecie – wydaje się je inaczej, docenia i szanuje.
Dlaczego każde dziecko, które chce nie może zjeść bezpłatnie obiadu w szkole? Dlaczego co rok – rodzice nie dostają określonej kwoty na wypoczynek każdego dziecka – zwrotnej w przypadku, gdy wyjazd dziecka nie będzie udokumentowany? Naprawdę jest tyle możliwości pomocy, mądrej pomocy..
A tak, owszem kasa płynie strumieniami, Państwo się zadłuża, a fakt, że mało komu się chce pracować na podatki...mam wrażenie, że zmierzamy do totalnej destrukcji..
Wielkie rewolucje w szkolnictwie, po to, by za lat parę wywrócić znowu wszystko do góry nogami. Co z tego, że syn dostał podręczniki do pierwszej gimnazjalnej za darmo. Teraz można je wyrzucić do kosza, bo już kolejnej pierwszej nie będzie. Będzie siódma. Po co?
Nie jestem wielkim, wpływowym człowiekiem. Ani tym bardziej specjalistą w dziedzinie nauk politycznych. Rządzenie Państwem traktuję jak rządzenie gospodarstwem domowym. W sumie zasada jest podobna. I wiecie co, z pustego jeszcze nikt nie nalał...i chyba nic dziwnego, że martwię się i boję o "swój dom"
I tak na koniec. Wiem doskonale, że nam nikt nigdy nie dogodzi. Zawsze będziemy narzekać. Przed wyborami narzekałam, że poprzednia partia niewiele zmieniła, ale teraz...kurde tymi zmianami zaczyna mi się odbijać ;)
Jak żyć? :P
PS. Mam nadzieję, że nikogo tym tekstem nie uraziłam. A jeśli tak. Nie taka była moja intencja. Mimo wszystko chętnie poczytam o Waszym spojrzeniu na sprawę :)
Dlaczego każde dziecko, które chce nie może zjeść bezpłatnie obiadu w szkole? Dlaczego co rok – rodzice nie dostają określonej kwoty na wypoczynek każdego dziecka – zwrotnej w przypadku, gdy wyjazd dziecka nie będzie udokumentowany? Naprawdę jest tyle możliwości pomocy, mądrej pomocy..
A tak, owszem kasa płynie strumieniami, Państwo się zadłuża, a fakt, że mało komu się chce pracować na podatki...mam wrażenie, że zmierzamy do totalnej destrukcji..
Wielkie rewolucje w szkolnictwie, po to, by za lat parę wywrócić znowu wszystko do góry nogami. Co z tego, że syn dostał podręczniki do pierwszej gimnazjalnej za darmo. Teraz można je wyrzucić do kosza, bo już kolejnej pierwszej nie będzie. Będzie siódma. Po co?
Nie jestem wielkim, wpływowym człowiekiem. Ani tym bardziej specjalistą w dziedzinie nauk politycznych. Rządzenie Państwem traktuję jak rządzenie gospodarstwem domowym. W sumie zasada jest podobna. I wiecie co, z pustego jeszcze nikt nie nalał...i chyba nic dziwnego, że martwię się i boję o "swój dom"
I tak na koniec. Wiem doskonale, że nam nikt nigdy nie dogodzi. Zawsze będziemy narzekać. Przed wyborami narzekałam, że poprzednia partia niewiele zmieniła, ale teraz...kurde tymi zmianami zaczyna mi się odbijać ;)
Jak żyć? :P
PS. Mam nadzieję, że nikogo tym tekstem nie uraziłam. A jeśli tak. Nie taka była moja intencja. Mimo wszystko chętnie poczytam o Waszym spojrzeniu na sprawę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz