Zawsze zastanawiało mnie, o co tyle
krzyku...
Po kolejnej fali fotek, filmów na YT z
otwarciem nowych pudeł – znowu ta myśl... Po co, na co...
Ale!
No właśnie – zawsze jest jakieś
ale... Otóż wieczorkiem rozpoczynając swoje „rutynowe”
czynności higieniczno-pielęgnacyjne złapałam się na tym, że
automatycznie sięgam po produkty.... pochodzące z sierpniowego
pudełka Be Glossy ;) Ha! Tak się złożyło jednak, że otrzymałam
je w prezencie – jako – dobry „przedstawiciel” różowej
rodziny BG – od Bogusi (Anioł na Resorach) ;) (Nie wiem, czy ktoś
widział, ale kiedyś lipcowe pudełko, dostałam „na wizji” i na
kolana nie powaliło ;)))) No dobra – należałoby sprostować, że
akurat ta letnia edycja wyjątkowo spakowana została w pomarańczowy
kartonik :) No, nie ma to tamto ;) Bez przekłamań ma być! :) :)
To trochę dziwne – bo już mamy
październik, ale tak sobie myślę, że nie `wow` po otwarciu
zawartości ma jakąś wartość, ale chyba właśnie fakt, że
JEDNAK po dwóch miesiącach – produkty są w obiegu..
Chyba zaczynam rozumieć sens całej
„inicjatywy” :) Bo uczciwie mówiąc – raczej nigdy, świadomie
i z własnej nie przymuszonej woli – nie kupiłabym żelu do mycia
twarzy! Haha, bez obaw – mycia się nie boję, ale co tu owijać w
bawełnę – nie jestem fanką „myziania” się po twarzy. Wydaje
mi się, że zmywanie makeup-u to już wystarczająca zabawa –
potem tylko woda i sru :)
Żelu IWOSTIN użyłam więc, na
zasadzie „jak już jest to trza użyć” :) ;) … i serio –
niedługo lecę po nową tubkę, bo już go kończę!!! Uwielbiam
swoją skórę, po jego użyciu – nie wiem jak to opisać... Nie
mam uczucia ściągnięcia, a uczucie czystości jest jak najbardziej
:) Gdzieś posiałam kartkę z ceną „sklepową”, ale o ile
pamiętam drogi nie był :) Naprawdę staram się nie wypaść jak
zachwalająca wszystko fanka, która tylko ochy i achy serwuje, ale..
(ja pitolę – znowu to ale!)
W lipcu i sierpniu były też dorzucone
próbki firmy DAX seria Cashmere :) Baza jak baza – daje fajny
efekt „suchego kremu” - nie maże się po twarzy, nie klei... ale
krem! Krem jest super! I tak! To mówię ja – która kupuje kremy,
otwiera.....i odstawia na półkę ;) :) Po umyciu, żelem wklepuję
kremik i buźka jak dupcia niemowlęcia ;) Żeby nie było, że tak
idealna jestem – to szczerze przyznaję, że nie dziennie go
używam.. Oszczędzam hahaha ;) :) :D
Jak już jestem przy kremach to była
też jakaś dziwna mała próbeczka... z Japonii bodajże... Chyba za
mało produktu było, żeby powiedzieć, czy działa (a naszpikowany
ponoć jest witaminami)... Ja jedynie mogę stwierdzić, że zapach
kojarzy mi się z mentolową chińską maścią, którą kiedyś
smarowano skronie jak bolała głowa (takie maleńkie, metalowe
czerwone pudełeczko, pamiętacie??)
Aaaaaaaa byłabym zapomniała wspomnieć
o jeszcze jednym hicie! Mydełko pomarańczowe z chilli –
glicerynowe chyba ;) Jejuniu....... cała szafka mi pachnie TAK
obłędnie, że ciężko mi się pogodzić z tym, że go ubywa :(((
No ale co się dziwić – w końcu to Organique (już Wam pisałam,
że uwielbiam <3 )
Z fajnych rzeczy i takich, które
używam (choć sporadycznie) to balsam do suchych miejsc z Joanny ..
Ręce mam jak patyczki... chude i suche hahaha :) Więc i łokcie w
stanie raczej wołającym o pomstę do nieba ;) Jak już zaczynają
boleć, po podpieraniu się o biurko (nie! w pracy się nigdy nie
podpieram – nigdy w życiu! ;) :P :P :P :P ) to sobie smarnę i
jest git! :) Szału nie ma, ale zły produkt to też nie jest :)
Żeby nie było różowo, a w 100%
uczciwie to wypada mi napisać, że w pudełku był też zestaw
korektorów firmy, której w ogóle nie znam So Susan.. Jeszcze nie
otwarłam. Nic nie napiszę.. A to z prostego powodu – że nie
koniecznie wiem, jak je używać (jaki kolor do czego, i na co :) Nie
będę babrać kosmetyku, którego pewnie nie zużyję, bo znając
siebie wkurzę się, że „nie działa” (no, a jak ma działać
jak pewnie będę źle go używać :P) Nie wstyd mi w ogóle się do
tego przyznawać, bo wizażystką nie jestem i choć uwielbiam się
malować – to specjalistką w tej dziedzinie nie jestem ;) :) :)
Co tam jeszcze było... o! Wiem!
Dostałam też preparat do matowienia paznokci – tzn, matowienia
lakieru na paznokciach.. Spróbowałam. Działa. Ale cóż, może
jestem nie modna, ale ja raczej lubię „błysk” na paznokciach
(nie brokatowy), ale taki „szklany”.. Używam, top coat-ów,
który ten efekt potęgują więc akurat coś do zmatowienia zupełnie
mi nie leży.. Nie w tą stronę podążam ;) hahaha :)
No i na koniec – Olay – krem pod
oczy. Napiszę krótko. Foch razy dwa.
Po pierwsze – była ruletka – albo
balsam do ust Organique <3, albo ten krem. Dostałam krem.
Foch!!!!
Po drugie – ja rozumiem, że pod
oczy... ale Anti-Wrinkle! Phi! Foch nr 2! :) Tego już za wiele! :)
:P
Więcej nie napiszę – jak na
obrażoną kobietę i tak za wiele słów poświęciłam :P
No to tyle.. wyszła mi … recenzja!
Ha! :)
Teraz powinno nastąpić
podsumowanie...ale co tu podsumowywać – nie wiem jakbym próbowała
zaprzeczyć, to faktycznie dzięki temu pudełku poznałam produkty,
których NA BANK nie kupiłabym.. No i jeszcze jedno... moje
pierdołki w łazience znalazły piękny pomarańczowy domek ;)
Pudełko Be Glossy – co by nie mówić o jego zawartości – jest
równie przydatne jak jego środek (no może pomijając te farfocle
rodem z niszczarki) :P :)
Koniec i bomba, kto nie czytał ten
trąba ;) :P
Buźki! <3
Czytam, więc nie "trąba" ;)
OdpowiedzUsuńNa temat Twojej recenzji nie zabieram głosu, ponieważ używam kosmetyków innej firmy
w tym żelu do mycia twarzy.
I jak najbardziej zmywam się tylko i wyłącznie żelami, inaczej nie potrafię, myślę też, ze jest to kwestia przyzwyczajenia.
A ta maść, którą smarowało się skronie, to "tygrysia".
ps. ciekawe, czy "zniknę" hehe
Miłego :)
A.
Jupiiii nie zniknął! :) No nie wierzę! :)
OdpowiedzUsuńA co używasz? Uwielbiam wszelkie nowości - szczególnie polecane przez zadowolonych ludzi ;)
Tygrysia! taaaaaaaak! o to chodziło :) Dzieckiem byłam, jak moja mama jej używałam ... sto lat temu to było ;) :P :P :P
Pozdrówka - z kolei ja życzę miłego wieczorka :D
Prośba o posty mniej związanie z urodą, bo ja nie mam tutaj dużego "pola do popisu" :-D
OdpowiedzUsuńZobaczymy co się da zrobić ;) :P
UsuńMnie by zemdliło od samego motywu pomarańczy, nie lubię :<<<<< Dlatego nie chcę takiego pudełka bo nigdy nie wiadomo co się trafi :P Lubię niespodzianki ale jeśli o kosmetyki chodzi wolę dotknąć, pomacać i powąchać zanim trafi do mego użytku :P
OdpowiedzUsuńNo też zawsze miałam takie podejście ;) O tyle jest dobrze, że większość blogerek dostaje takie pudła, żeby pokazać "publiczności" co jest w środku :) Więc się nie kupuje kota w worku ;) Ja też lubię pomacać, ale bardzo lubię też eksperymentować, sprawdzać nowości .. ale jak już jestem w sklepie - to ryzykować mi się odechciewa ;) I pozostaję przy pewnikach ;)
UsuńOlu, jeśli chodzi o żel, to nie mam ulubionej firmy, tak samo jak toniku, którego używam 2x dziennie.
OdpowiedzUsuńNatomiast kremy to z firmy Lancome, już od wielu lat.
Wiem, wiem są drogie, z reguły kupuję je na lotniskach, wracając z wakacji, są tańsze niż u nas i przy tym bardzo wydajne.
Komplet (na dzień, na noc i pod oczy )wystarcza mi na ok. pół roku.
A.
No z żelami to jest tak, że wiele z nich wysusza i ściąg a skórę - a ja mam i tak suchą na wiór ;)
UsuńZ Lancome kremu jeszcze nie miałam - ale zgodzę się, że czasem warto zainwestować większe pieniądze na dobry kosmetyk, niż kupować co chwila inny tani...i nie być zadowolonym :)
A próbowałaś używać płyn micelarny?
Ja traba nie jestem bo przeczytałam i wszystko wyoglądałam. Właśnie jaki jest fenomen tych pudełeczek?? Czy tylko je chcemy bo inni na YT i blogu mają więc 'chcę i ja'??
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia ale na mnie coś zadziałało i sama zamówiłam pudełeczko ale z troszeczkę inną formą w swej zawartości. Nie długo powinno do mnie przyjść i oczywiście jego recenzja i opis pojawią się na moim blogu na który serdecznie zapraszam blogAleksandry.blogspot.com
ps UWIELBIAM TWOJE DOLECZKI KIEDY SIE USMIECHASZ
Zajrzę na Twojego Bloga napewno! :-)
UsuńChyba jak każda kobieta uwielbiam próbować wszelkie nowości - stąd ta słabość do pudełek-niespodzianek ;-) ;-)
Pozdrówka Moja Imienniczko :-)