To już drugie żelazko, które przyszło mi testować. Swego czasu zachwycałam się żelazkiem ze stacją parową. Nadal uważam, że jest świetne. Miało ono tylko jedną wadę - zajmowało sporo miejsca. Niby nic takiego, a jednak w kontekście tych naszych kameralnych mieszkań. gdzie każda wolna przestrzeń na wagę złota - kwestia ta okazuje się bardzo istotna.
Jakby w odpowiedzi na powyższe w ręce me wpadło żelazko Russell Hobbs One Temperature, które zdaje się rozwiązywać ten problem..
Wersja "One temperature" w praktyce oznacza, że nie ustawiamy temperatury do rodzaju tkaniny...tylko prasujemy wszystko, bez obawy o przypalenie. Zatem i ciężki len i bawełnę i atłas. Jak leci, bez stresu.
Posiada wyrzut pary, który działa też w pionie i naprawdę spory zbiornik na wodę (350ml). Do tego ceramiczną stopę, która nie przywiera i daje wyjątkową lekkość prasowania, tzw. poślizg :)
Przewód ma aż 3 metry (!) więc nie trzeba się gimastykować czy podłączać przedłużaczy.
Bardzo fajną opcją (wydawało mi się wcześniej, że zarezerwowaną głównie dla bardzo drogich żelazek) jest funkcja automatycznego wyłączania się żelazka - w przypadku bezczynności. Zostawione w poziomie wyłączy się samo po 30 sekundach, a pozostawione w pionie po ok 8 minutach. Bardzo fajna sprawa dla zapominalskich ;)
Co jeszcze? No nie wiem, po dwóch tygodniach użytkowania mogę napisać, że po prostu fajnie i lekko się prasuje :)
A żeby była jasność. Ja prasować nie lubię. Robię to, bo muszę. Jeśli jest więc sprzęt, który mi to ułatwia to alleluja! :) Firmy wcześniej nie znałam i trudno mi było uwierzyć, że faktycznie wszystkie te funkcje działają tak jak opisuje producent. Ale cóż...działają Co więcej, sprzęt ten nie kosztuje miliony monet. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że to żelazko na każdą kieszeń!
Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej - zapraszam na moją video recenzję :) RECENZJA
PS. Aż postanowiłam na tę okoliczność kupić sobie nową (różową) deskę do prasowania :)
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń