środa, 13 kwietnia 2016

Z BLOGIEM WŚRÓD ZWIERZĄT, CZYLI DYZIA ZOSTAŁA TESTERKĄ!



Kiedyś pojawił się post na temat mojego Króla, Królisia, Króliczoka…. :D W zamyśle, mała to być „seria”, gdyż w planach miał powstać post o reszcie „ekipy” - kotce i zeberkach. Standardowo – nie złożyło się ;)
Mam z Wami taki cudowny kontakt na insta, że to zawsze tam lądują bieżące sprawy            i wydarzenia. I to tam rozwija się „rozmowa” - choć po statystykach widzę, że jednak ktoś tam mnie czyta – to i tak wolicie komentować na insta czy Fb ;)

No ale jak to często bywa… zawsze znajdzie się coś lub ktoś, kto skutecznie zmobilizuje. Ale o tym później.

Najpierw historia życia Dyzi The Cat :D (tak pokrótce, co byście mi tu nie posnęli ;)

Dyzia to kociak adoptowany. I kociak to określenie mocno na wyrost, bo kiedy pojawiła się w naszej rodzinie – była już przynajmniej półtora-rocznym kotem. Prawda jest taka, że chciałam znaleźć dziadkom towarzysza, po tym, jak zaginął ich pieseł :(
Kupno kota nie wchodziło w rachubę. To miał być kot, któremu trzeba dać dużo miłości.. Znalazłam pewnego dnia w internecie fantastyczną dziewczynę – Alę, która prowadziła dom tymczasowy dla kotów :) (chyba na tamten czas 6 albo 7!)

Historia Dyzi była nietypowa. Prawdopodobnie przygarnięta przez starszą panią, która nikomu się tym nie pochwaliła.. W momencie kiedy właścicielka zmarła… nikt nie wiedział, że w domu jest zamknięty kociak.. Nie wiem po jakim czasie, ale w końcu znaleziono mała, praktycznie zagłodzoną kotkę.. :( Odratowali księżniczkę i choć przypłaciła to faktem, iż „posypały jej się zęby” to odzyskała szansę na życie.
Chyba nie muszę mówić, że ta opowieść chwyciła mnie za serce. I naprawdę nie było mi obojętne – jaki będzie to kot. Bo to MÓJ kot ;) Cały czas się śmieję, że Dyzia jest na wczasach u babci (bo gdzie jest lepiej niż u babci ;) Wiem, że gdyby i mojej babci coś się stało – to Dyzia „wróci” do mnie :D (co łatwe nie będzie, bo syn mój, wprawdzie nie jakoś bardzo, ale lekkie uczulenie na kota ma ;))) Spoko. Damy radę.

Co do charakteru. Cóż TO JEST KOT. Nie ma wątpliwości, kto jest dla kogo.. To my jesteśmy dla kota, nie kot dla nas.. To on decyduje kiedy chce być pogłaskany, a kiedy chce mieć święty spokój :D I nie ma to tamto ;) :P Dyzia ma swoje chimery, nie lubi być podnoszona na ręce, jest raczej wybredna jeśli chodzi o jedzenie ;) Prawdziwa księżniczka ;) Ale mimo wielkiej nieufności do całego świata i chyba jeszcze większej tchórzliwości.. to na swój sposób okazuje nam wdzięczność. I co rozczula mnie najbardziej – choć to nie ja jestem z nią dziennie, to zawsze jak już jestem, okazuje mi największe zaufanie, nie odstępuje mnie na krok… tak, jakby wiedziała i pamiętała, że to ja ją zabrałam od sporej konkurencji (kilku innych kotów, których towarzystwo raczej nie najlepiej znosiła)
Moja babcia zawsze wtedy mówi … „no Dyzia! Przyjechała Twoja Niania!” ;) :) :)

To tak tytułem charakterystyki naszej Dyźki. Teraz mogę przejść do wyjaśnienia,
co w końcu skłoniło mnie do napisania postu o kocie. Tak się złożyło, że grupy rekomendujące zainteresowały się kotami, a właściwie ich żywieniem. Tym oto sposobem – zostałam zaproszona do testowania kociej karmy :D No dobra, nie ja tylko Dyzia :D

TestMeToo – karma mokra Royal Canin Instinctive










Producent zapewnia, że regularne spożywanie karmy chroni układ pokarmowy i moczowy kota, no i pozwala zachować idealną linię ;) 

Dyzia jak na wybrednego kota przystało, mało kiedy zjada całą saszetkę - wylizuje "mokre", a kąski mięska selekcjonuje - do żołądka trafiają te miękkie, a te "twardsze" zostają zapomniane w misce.

Pierwsze saszetki, znikały całe! O dziwo! Z kolejnymi było mniej różowo, bo przecież Królewna szybko się nudzi :D

Jakie były moje wrażenia możecie luknąć tu:


TestMeToo - dołącz do nas



Niedługo po tym, odezwał się Streetcom... z kampanią Purina ONE :D


Streetcom - sucha karma Purina ONE







Ojj, byłam w strachu czy problemy z zębami nie wykluczą nas z tego testowania.. Dyźka jednak i tym razem mnie zaskoczyła. Przy pierwszym podejściu chrupała, aż miło. 
Zdecydowałam, że będziemy jej podsuwać karmę przez trzy tygodnie, aby faktycznie zobaczyć czy będziemy widzieć różnicę (w sierści i zwiększonej energii) Nie będę Was czarować - u nas efektu nie zobaczymy, bo kotka nasza wprawdzie chrupnie czasem kilka "kulek", ale na więcej ją namówić się nie da :) Ale wiadomo - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... Streetcom ma to do siebie, że pozwala przetestować produkt nie tylko osobie zgłaszającej się, ale także hojnie zaopatruje znajomych :D W tym wypadków znajome koty :D Zatem poszło w świat 12 miseczek pełnych karmy :) 
Kociaki chrupały i do zdjęć pozowały (nie mogę się powstrzymać, żeby kocich gwiazd tu nie wrzucić) :) 

Przystojny Leon :)

Zabijcie - zapomniałam imienia :D



Didek :)

Top Model - Guffy <3

Druga dama - Tosia :)

Niki :)




No to tyle. Swoją drogą - śmiesznie tak przy tych testach. Bo przecież kot nie powie, że karma mdła, że coś mu nie odpowiada. Poza tym, czasem nie musi być żadnego powodu dla którego miskę będzie omijał. Nie bo nie. Z kotem nie pogadasz ;) Ale tak czy siak, bardzo fajnie, że firmy rekomendujące biorą pod uwagę naszych milusińskich.. W ostatnim miesiącu Dyzia była bardzo rozpieszczona! Dziękujemy!









1 komentarz:

  1. Fajnie że są tacy ludzie jak ty tak kochają zwierzęta i są gotowi pomóc.

    OdpowiedzUsuń