piątek, 18 sierpnia 2017

MOJE "WIELKIE" GRECKIE WAKACJE



Na swoich pierwszych zorganizowanych wakacjach wylądowałam w Grecji. Czy było to zamierzone? Pośrednio tak. Jako, że ostatnie 12 miesięcy było bardzo burzliwe, dużo się u nas działo takich… przełomowych sytuacji – trudno było zaplanować wakacje. Pisząc zaplanować, mam na myśli zarezerwować i z góry zapłacić. Tak, że już nie byłoby odwrotu. Toteż kiedy nasze urlopy się rozpoczęły, syn odjechał na swoje kolonie – zaczęliśmy szukać czegoś dla siebie.


Nie będę kłamać. Naszym marzeniem był „powrót” do Hiszpanii. Ale mając na uwadze, że ta destynacja wiąże się z naprawdę wysokimi kosztami – mieliśmy także na uwadze inne kierunki. Rozważaliśmy Grecję, Chorwację, Bułgarię, Albanię i Czarnogórę. I choć ofert było setki, to jak już się człowiek wdrożył, poczytał komentarze, opinie – na temat hotelu, jedzenia, obsługi etc. etc… To naprawdę dreszcze po plecach przechodziły. Co za emocje! Widzisz ofertę, cenę, zdjęcia – myślisz tak! tak! to jest to! - po czym czytasz w opiniach: „pod materacem cała fauna i flora”, „na obiad głównie zimne frytki” i „woda w basenie chyba nigdy nie czyszczona”.. No i witki opadają – trzeba zaczynać od nowa. Skupiając się właśnie na opiniach turystów (oczywiście nie traktując wszystkiego dosłownie, szczególnie ludzi, którzy od 3-gwiazdkowego hotelu oczekiwali luksusów), doszliśmy do wniosku, że chyba jednak Grecja. Eliminując obszar objęty trzęsieniem ziemi, które niefortunnie miało miejsce właśnie w tym okresie – padło na Korfu. 



Kerkyra to górzysta i najbardziej zielona z wszystkich Wysp Jońskich. I to autentycznie zachwyca. Wszechobecna zieleń.. Trafiliśmy do miejscowości Tsaki, ok 3km od dużo popularniejszego Benitses. Można powiedzieć, że ta nasza miejscówka to taka trochę „pipidówka” - bo ani knajp, ani zaplecza handlowego (poza jednym sklepem), ale… jak kto woli – nam to akurat bardzo odpowiadało.

Ta cisza, ten brak imprezowiczów...atmosfera pozwalająca na autentyczny wypoczynek. Przyzwyczajona do buszowania po straganach nad polskim morzem, nigdy nie powiedziałabym, że w ogóle nie będzie mi tego brakować. Nagle zdałam sobie sprawę, ile czasu będąc na wakacjach robiłam to samo co w domu. Czyli oglądałam, zastanawiałam się, kupowałam… Bez tego też się da żyć, a co więcej – da się odetchnąć. Podobnie ma się kwestia jedzenia. Pozostając przy opcji all inclusive – po prostu szliśmy na kolejny posiłek. W poprzednich latach przy opcji „żywimy się sami” - sporo czasu poświęcaliśmy na szukanie miejsca, „smaku”, analizując menu, ceny etc.. A kiedy wakacyjny wyjazd zamyka się w 7 dniach – to naprawdę szkoda czasu na takie „rozrywki”.

Jaka jest wyspa Corfu? Tak moimi oczami? Trochę magiczna, a na pewno ciekawa. Na tak małym „kawałku ziemi” mamy wszystko – tereny górzyste, mnóstwo zieleni, piękne plaże i niesamowicie przejrzystą wodę. Mamy gdzie odpocząć, co zwiedzić i czym nacieszyć oko. I to wszystko w pełni słońca i przy cichym szumie drzew oliwnych i nieustającym koncercie cykad.. Taki mały raj na ziemi. Powtórzę się… fakt, że byliśmy w małej mieścinie pozwolił mi to wszystko dostrzec i naprawdę nacieszyć się tym krajobrazem… Tak – by starczyło do następnego urlopu ;)


Oczywiście także na Corfu mogliśmy dostrzec ślady kryzysu. Niesamowite ile hoteli, knajpek i domów było zabitych dechami, opuszczonych lub nie dokończonych.. Ale, cóż – mimo tego co Grekom pewnie spędzało sen z powiek – nie są oni smutni, przygnębieni czy obrażeni na cały świat. Zawsze uśmiechnięci i chętni do pomocy. Myślę, że mogę się pokusić o stwierdzenie, że są bardzo przychylnie i pozytywnie nastawieni do Polaków (ba! pewien Grek mi nawet to powiedział wprost, że „nas akurat lubią, w przeciwieństwie do ….Niemców”). Jak już zdarzyło nam się dotrzeć do jakiegoś sklepu, stoiska – to absolutnie nigdzie nie czuliśmy się „nagabywani”.. Wszechobecny luz :) Mając na uwadze, że praktycznie w 3 miesiące, na turystyce właśnie, muszą zarobić na cały rok życia – naprawdę trzeba docenić ich nastawienie.



Ukształtowanie terenu wyspy sprawia, że drogi to prawdziwy rollercoaster ;) Zakrętasy, strome skarpy, przejazdy TAK wąskie, że lusterka smyrają domy po obydwóch stronach ulicy...to standard na Corfu. Dodając do tego wszechobecne skutery wciskające się wszędzie, kierowców którym się ewidentnie zawsze spieszy i widok wielu, wielu zarysowanych samochodów… sprawia, że z leksza odechciewa się wypożyczenia samochodu, by to malownicze miejsce zwiedzić na własną rękę. No i niestety trochę uciążliwy jest brak chodników - szczególnie w tych mniejszych miejscowościach.. Dużo chodziliśmy "poboczem" i muszę przyznać, że to ...sport ekstremalny ;)

Zawsze podkreślam, że nasz Bałtyk jest piękny. On żyje, nie jest martwą taflą. Można patrzeć bez końca na te fale i wsłuchiwać się w szum. No i co najważniejsze otaczają go rewelacyjne plaże PIASZCZYSTE. Niestety - jeden argument (mocny niestety) działa na niekorzyść naszego polskiego morza.. POGODA. 
Rok temu w Chłapowie, dokupowałam bluzy, bo zbyt optymistycznie podeszłam do zawartości walizki ;) Była zbyt...letnia ;P 
Będąc na Korfu to codzienne, pewne jak w banku słońce sprawiało, że wstawaliśmy zawsze w dobrych humorach. Fakt, że mogliśmy śmigać w lekkich ubraniach to serio komfort. Wychodząc z 26 stopniowej wody, nie telepaliśmy się jak osiki ;) Mimo, że temperatura nie spadała poniżej 35 stopni - nie czuło się uporczywego upału. Autentycznie i szczerze tęsknię właśnie za tym. Za tym ciepłem, optymistycznym słońcem. 



No co do plaż - to my byliśmy akurat w okolicy plaż typowo kamienistych. Bez obuwia do wody się nie obeszło. Ale ma to też swój urok - zdjęcia skał "pływających" na wodzie robią wrażenie.. Tylko nie polecam siadać na kamieniu, kiedy zbliża się fala :P Bo jak "przeciora" tym pumeksem to ... aj... (coś o tym wiem ;))))))))























W sumie nie wiem co jeszcze napisać. Korfu jest piękne, zielone, malownicze. Warto przejechać się do centrum Kerkyra, obejrzeć stare miasto, pospacerować tymi wąskimi uliczkami - koniecznie z zadartą głową, by móc podziwiać architekturę.. To tak trochę jak wejście do innego wymiaru. Nawet współczesne sklepy tak się wkomponowują w klimat tego starodawnego miasteczka, że nie rażą w oczy.. Fajne jest to, że miejscowi mieszkańcy nie próbują na siłę unowocześnić tego miejsca - że zostało ono takie jakie jest od lat. Może obdarte, może sypiące się kamienice...ale... ten klimat jest niepowtarzalny. Magiczny.



Generalnie z mojego opisu może wynikać, że Korfu to wyspa dla emerytów :D Cicho spokojnie etc.. Nic bardziej mylnego. Będąc na wycieczce (o której też koniecznie napiszę) mieliśmy okazję zobaczyć inne zakątki wyspy i ... muszę przyznać, że trwała na nich niekończąca się impreza ;) No to chyba właśnie zaleta tego miejsca. Tak jak napisałam wcześniej - taki mały kawałek "ziemi" na Morzu Jońskim, a oferuje tak wiele możliwości i z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. 
Korfu naprawdę warto odwiedzić... 



Gołębie w sklepie, a co! Why not :P









To ta...imprezowa część Korfu ;)


Parking dla psa! <3
Kotków cała wyspa... <3
 

2 komentarze:

  1. Pięknie! Fotki tak błękitne że aż się marzy tam być! Slonce, woda, blekit nieba ach!
    Rozumiem ze ten skaczacy to Łuki a nastepna byłaś ty ?😉😉😉😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak najpierw on skakał, potem ja... a potem się obudziłam zlana potem :D :P

      Usuń