środa, 22 kwietnia 2015

SAMEJ SOBIE ZAPRZECZYĆ PRZYSZŁO MI :)))))))


Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że jestem aktywną przeciwniczką zarzekania się. Tekstem „nigdy nie mów nigdy” szafuję na lewo i prawo. To moje motto życiowe :) (jedno z wielu :P)


Cóż, niestety, o ironio! przyszło mi się z własnymi poglądami zmierzyć!
Ogólnie mogę śmiało powiedzieć, że moje motto zatoczyło koło i mnie pięknie w tył głowy pacnęło ;) :P

Dlaczego? Ano czyż nie tak dawno, pojawił się post krytykujący maniakalne skupianie się na zdrowej żywności? Kto to pisał? No kto? Jaaaaa :) I choć moje poglądy nie wiele się zmieniły – to przyszło mi pochylić czoło przed szlachetnym zdrowiem.. I nie ma, że boli (czy nie smakuje).. trzeba było się przeprogramować!

Jak wiecie na początku roku dopadło mnie zapalenie oskrzeli. Standardowo to co mnie wyleczyło, skutecznie też mnie pogrążyło. Po kuracji antybiotykowej w moim organizmie siadły...baterie! :) Do tego doszło przesilenie wiosenne, chroniczna gonitwa (sama nie wiem za czym), pogoda na wariackich papierach... i mam, co mam..

Choć patrząc na mnie, wiecznie z szerokim bananem na twarzy (zwanym potocznie uśmiechem), można by się pokusić o stwierdzenie, że tryskam zdrowiem – to niestety nic bardziej mylnego. Czuję się słabo, mój metabolizm (mówiąc najogólniej jak się da) szwankuje, a chęci do czegokolwiek muszę wyciskać z siebie jak końcówkę pasty z tubki! ;)

Wspomagam się zatem czym się da.. Witaminki, suplementy etc.. Ale kurcze – to ciągle TABLETKI! Ileż można... Potrzebowałam czegoś innego..

Standardowo z pomocą przyszedł mój ulubiony członek rodziny – wujek Google :D Zaczęłam czytać, szukać sposobu na wzmocnienie.. I jakby nie patrzeć, gdzie by okiem nie rzucić – wszystko sprowadzało się do jednego. Ano do tego, że praktycznie wszystkie schorzenia organizmu – zaczynają się (w skrócie myślowym) od jelit! Czyli najlepsze lekarstwo to dieta –   a upraszczając jeszcze bardziej – spożywanie określonych składników naturalnych w produktach "żywieniowych" (a nie w formie tabletki!)

Idąc po nitce do kłębka doszłam do czego? Np. do szałwii hiszpańskiej! Zaraz, zaraz... ja już gdzieś to widziałam.. Ha! No tak.... cały Instagram zachwyca się nasionami Chia.. Eh, lajkowałam te zdjęcia puddingów (myśląc.. cyt: „fuuuuj, nie lubię mlecznych papek”), kompletnie nie dopuszczając do myśli, że coś takiego byłabym w stanie zjeść! :D Hmmm czyżby znowu przeklęte „nigdy nie mów nigdy”? :)))))))))))) Tak! Znowu. I trudno, choć sama sobie zaprzeczyłam postanowiłam dać sobie szansę..

Odstawiłam praktycznie wszystkie witaminy syntetyczne. Szukam kolejnych produktów na tyle bogatych w składniki odżywcze, witaminy, minerały, ażeby wspomóc swój organizm. A przede wszystkim szukam sposobów na to, jak te cuda natury przygotować tak – by były (dla mnie) jadalne. Nietolerancję laktozy, traktuję mlekiem sojowym. Piję dużo soków (na razie kupnych, ale marzy mi się sokowirówka <3), przegryzam suszone owoce.. Jem dużo ryb i przemycam gdzie się da – duuuużo zielonego :) I to tyle...

Jedno, czemu pozostałam konsekwentna... i w tym miejscu muszę to podkreślić.. Ja absolutnie się NIE ODCHUDZAM! :) Całe to zdrowe jedzenie, nie ma na celu kontroli kilogramów.. Stąd niech Was nie dziwią batoniki, kabanosiki i inne grzeszki, które pojawiają się na InstaBlogu :D To cała ja - nadal pozostaję wierna teorii, że w życiu nie można odmawiać sobie przyjemności. Szczególnie.. przyjemności jedzenia :) :) :)

Czuję się w obowiązku serdecznie podziękować Wam – moi Blogowicze, Instagramowicze... za to, że dzielicie się swoimi „zdobyczami”, że piszecie o ciekawych produktach, wrzucacie przepisy... Karmicie moje oczy pięknymi zdjęciami jedzenia, a co za tym idzie – wzbudzacie we mnie ochotę na produkty, które (jak mi się wydawało) nigdy do ust bym nie wzięła :)

Uwielbiam Was – serio, serio <3


Poniżej wrzucam kilka zdjęć produktów, które włączyłam do jadłospisu (ah, jaka jestem z siebie dumna, haha). Jeśli macie jakieś propozycje czym rozszerzyć tą listę – czekam na komentarze :D









3 komentarze:

  1. No to na co czekasz :) Od czegoś trzeba zacząć :)
    Jeśli chodzi o chia, to naprawdę lepiej kupić "ciut" na wagę, żeby sprawdzić, czy Ci w ogóle to podejdzie :)

    O ile dobrze kojarzę, to chyba pisałaś mi, że jesteś ze Śląska :) Jeśli w okolicach Katowic mieszkasz - to w Auchan są nasiona Chia na wagę :)

    OdpowiedzUsuń