niedziela, 13 grudnia 2015

ZBLOGOWANI - RECENZJA - TERRAVITA - CZEKOLADY Z 70 % KAKAO



To nie żadna tajemnica, ani nowość, że często biorę udział w kampaniach testowania produktów.  Żeby nie było wątpliwości – robię to bezinteresownie i bezpłatnie. Jedyne do czego jestem zobligowana – to sporządzanie raportów – czyli zwyczajnie cytowanie opinii osób, które zostały przeze mnie obdarowane produktami do testowania..


Już kilka kampanii za mną i jedno co sprawia, że ciągle pozytywnie podchodzę do takich akcji, to fakt, że żadna z Agencji Marketingu, w swoich przewodnikach Ambasadora, NIE SUGERUJE, aby produkt oceniać TYLKO pozytywnie. Co więcej, mimo, że zdarzyło mi się napisać opinię negatywną – nie zaowocowało to tym, że już żadnej kampanii mi nie przyznano!








Co ciekawsze produkty – chętnie Wam opiszę…

I tak oto dziś szepnę kilka słów o Kampanii Terrravita :)

Przyszło mi testować czekolady z 70% zawartością kakao w następujących wariacjach:
- czekolada gorzka (bez dodatków)
- czekolada crunchy z owocami
- czekolada nadziewana cytrynowa
- czekolada nadziewana pomarańczowa
- czekolada nadziewana miętowa
- czekolada nadziewana wiśniowa



Ażeby się ustosunkować do mojej subiektywnej oceny najpierw określę swój typ „czekoladożercy”…  Słodyczami się nie zajadam! Jeśli jeść ciasta – to te z możliwie najmniejszą ilością kremu czy śmietany.. Co nie zmienia faktu, że codziennie muszę coś słodkiego zjeść. Może to być jedno rafaello, dwie kostki czekolady, mały batonik czy jakieś cukierki ;)  Nie dużo – ale być musi :) Szczególnie          w towarzystwie kawy ;) Taki duet doskonały :D

Nie pamiętam kiedy ostatnio kupiłam czekoladę gorzką. Wybaczcie, ale zawsze od dzieciństwa kojarzyła mi się z „lekiem” na biegunkę ;) Serio! Babcia zawsze kazała mi jeść gorzką czekoladę jak zdarzyły się rewolucje żołądkowe :)


Wracając do tych konkretnych Terravita`owych ;)  To muszę przyznać, że sam pomysł całkiem fajny.  Szczególnie tych czekolad gorzkich z nadzieniem! Niby gorzka, ale przełamana lekką słodyczą bądź kwaskowością nadzienia…. no! Albo smakiem miętowym (to dopiero odmiana!)
Zdecydowanie takiej czekolady można zjeść więcej ;) (choć nie wiem czy to akurat dobra wiadomość) ;)



Na plus przemawia także fakt, że czekolada ma te sztandarowe 70% (kakao) – czyli z cyklu wiem co jem –skład jednak ma znaczenie ;)

Są też minusy. Taki osobisty mój. Pierwsza czekolada, którą skosztowałam – to była ta z nadzieniem wiśniowym.. Nie ukrywam, że spodziewałam się innej formy nadzienia… Że będą to głównie wiśnie – być może zabrzmi to absurdalnie – ale tak właśnie było. Chciałam wiśni! :D A tu okazało się, że to po prostu masa o smaku wiśni.. Nie mogę powiedzieć, że nie była ona dobra, ale z pewnością oczekiwałam czegoś innego. Kolejne, które kosztowaliśmy – nie rozczarowały mnie – bo wiedziałam już czego się spodziewać :)
Miętową testował mój Żon … bo dla mnie mięta może występować tylko w postaci pasty do zębów. Nawet gumy do żucia omijam szerokim łukiem ;) Ale koleżanki, którym dałam pozostałe dwie „miętowe” do testowania – stwierdziły, że całkiem smaczne ;)  Czyli chyba da się zjeść ;)


Podsumowując – jeśli miałabym wybrać jedną – ulubioną – to zdecydowanie byłaby to ta wersja crunchy z owocami. Bez nadzienia, za to z lekką chrupkością..  Naprawdę przypadła mi do gustu :)

To chyba tyle.. smak to tak subiektywna sprawa, że koniecznie musicie sami sprawdzić, czy czekolady te można nazwać dobrymi czy nie :) 






zBLOGowani.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz