poniedziałek, 6 czerwca 2016

ST.TROPEZ BRONZING MOUSSE - toż to cudo! RECENZJA!


Kurcze, kurcze…ostatnio jest tyle rzeczy, o których chciałabym napisać. Siedzę i układam w myślach tony zdań...a zwyczajnie nie mam czasu/okazji by usiąść i wklepać je na klawiaturę..

Wspomagam się instagramem – bo tam szybko i na temat. Ale z drugiej strony to męczarnia! Ja – uwielbiająca dłuuuugie, rozwlekłe rozmowy – muszę się ograniczyć do kilku zdań. Toć to tortura!



Dziś chciałabym opisać Wam produkt, z tych, które bez skrupułów i obaw mogę i chcę Wam polecić.

Mam na myśli piankę bronzującą ST.Tropez.

Jako, że pogoda w tym roku to istny rollercoaster – bo po bardzo zimnym maju, tuż przy jego końcu nastąpiła pogoda iście letnia. I chyba każda z nas – kobiet miała ten sam dylemat! Wciągnąć krótkie gacie/spódniczkę i ukazać światu swe blade nóżęta? Czy też kisić się w długich i czekać na okazję do ich opalenia..

Ja postawiłam na to drugie. Z tym że… drogą na skróty. Z duszą na ramieniu postanowiłam wreszcie otworzyć i wypróbować czekający na to samoopalacz. W rezerwie miałam jeansy (gdyby próba okazała się porażką) i do dzieła!

Olaboga! To działa!

Serio, serio… Aby powstrzymać się od tzw wodolejstwa (moje osobiste przekleństwo :P ) wypiszę w punktach. Tym samym recenzja będzie (mam nadzieję) krótka, rzeczowa i na temat.

1. Aplikacja.
Bronzer jest w postaci pianki. Za pomocą rękawicy (zrobionej jakby z cieniutkiej gąbki) rozprowadzamy uprzednio nałożony na nią jeden „psik” pianki bronzującej. Kolor jest konkretny więc nie ma obaw, że nie rozróżnimy, gdzie nałożone, a gdzie nie..

2. Zapach.
Taki stereotyp mam w głowie, że samoopalacze śmierdzą. Taki specyficzny, irytujący zapach.. Nawet nie mogę go do niczego przyrównać. Ale każdy kto kiedykolwiek próbował to wie.
W tym wypadku zaskoczenie. Nic nie śmierdzi. Jest delikatny zapach, ale całkiem przyjemny. Po kilku godzinach, gdy zbliżyłam rękę do nosa – faktycznie wyczułam ten charakterystyczny dla samoopalaczy aromat, ALE nie jest on taki natrętny czy drażniący.

3. Kolor.
Ten punkt jest ot, tak dla picu. BO jak wiadomo, każdy ma inny odcień skóry, inną karnację i to, że dla mnie kolor, który uzyskałam po jednej aplikacji jest IDEALNY, może równie dobrze być tragicznym dla kogoś innego.. Autentycznie moje nogi wyglądały jak po powrocie z Majorki.. Żadnego pomarańczu, ostatniego Mohikanina, wściekłej żółci – nic! Ładny, ciepły brąz..

4. Sprawy techniczne.
Tu, warto wspomnieć o olbrzymim plusie! Ostatnio zaaplikowałam piankę na nogi (planując ubranie sukienki), po czym zmieniłam zdanie i wskoczyłam w białe spodnie (przylegające do nóg)..
Dnia następnego ze strachem zajrzałam „do środka” spodni... w obawie, iż zobaczę brązowe zacieki na wnętrzu nogawek.. A tu niespodzianka! Nic a nic. Żadnych plam.. No dosłownie mucha nie siada! :)

Bardzo fajne jest też to, że St.Tropez spłukuje się równomiernie… Po prysznicu wychodzę bledsza, ale (na szczęście!) nie łaciata :D
Wadą tego produktu, jest na pewno jego cena. Bo do najtańszych nie należy. Standardowo w drogeriach drożej, ale na allegro znalazłam w cenie ok 80zł (za 120ml). Dodatkowo trzeba kupić rękawicę (25 zł) – niestety osobno…


Podsumowując, jestem produktem zachwycona! Bo prawda jest taka, że od lat do rąk żadnego samoopalacza nie brałam – wiedziona naprawdę kiepskimi doświadczeniami. Być może są na rynku tańsze wersje, a równie dobre. Ja z pewnością nie zamierzam eksperymentować ;) Bo pomarańczowe plamy z samoopalacza kojarzą mi się z największym obciachem ever ;)

No i jeszcze należy wspomnieć o jednym. Nakładać równomiernie produkty samoopalające trzeba umieć, a raczej się naumieć :) Bo to jednak sztuka. Zdecydowanie nie polecam robić tego w pośpiechu, czy przed większym ważnym wyjściem. Lepiej wypróbować wcześniej, by w razie niepowodzenia móc „zdrady” zakryć ;) Na kanałach zagranicznych YouTube`erek widziałam, że są i takie, które gąbką do make up`u nakładały ST.Tropez na twarz.. Ale ja jakoś nie czuję się na tyle odważna ;) i wprawiona tym bardziej!

Tak czy owak. Do czasu, kiedy będę mogła spędzić dzień nad wodą i uzyskać „naturalnie” głębszy kolor skóry – zdecydowanie będę się wspomagać tą pianką bronzującą… Szkoda kasy (i zdrowia) na solarium ;)










4 komentarze:

  1. Nie stosowałam, ale słyszałam wiele pozytywnych opinii o tym produkcie. Szkoda, że taka cena...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To największa wada tego produktu. Chociaż z drugiej strony tak już to jest, że jak coś dobre, to każą sobie za to słono płacić.

      Pewnie istnieje jakiś "odpowiednik" w dużo niższej cenie - chętnie go poznam :D

      Usuń