niedziela, 23 sierpnia 2015

WNUCZKA - TO BRZMI DUMNIE... czyli sentymentalnie i aż nadto poważnie..



Dziś o wielkim skarbie jakim jest babcia... Ten kto ma, ten wie....


W dniu dzisiejszym babcia mojego Żona skończyła 95 lat… Piękny wiek. Piękny tym bardziej, że mimo wielu chorób, jest sprawna fizycznie, a przede wszystkim … intelektualnie… Wielki uśmiech na twarzy wywołuje fakt, że wiedząc o naszej wizycie, ubrała elegancką  „garsonkę” w  kolorowe „mazie” (żadne stonowane i bure kolory!)  i swoją biżuterię (zegarek, pierścionek i łańcuszek). Niby to normalne… ale mówcie, co chcecie – miała wybór – mogłaby narzekać, marudzić i użalać się nad sobą. Ale nie. Ona postanowiła się wystroić i tryskać humorem! Faaajna jest naprawdę :)

Uroczystość ta, a także zbliżający się koniec wakacji, skłoniły mnie do refleksji…  To naprawdę wielki skarb mieć dziadków. Takich prawdziwych, którzy trzymają się zasady, że są stworzeni do rozpieszczania wnuków ;)

Dopóki sama nie zostałam mamą, kompletnie nad tym się nie zastanawiałam. Dla mnie było to normalne. Babcia jest od kochania :) Tak bezkrytycznie i bezwarunkowo. Dopiero dziś wracam z sentymentem do tamtych chwil.
Do 6 roku życia u babci siedziałam praktycznie non stop. Potem przyszedł czas na zerówkę i proporcje się odwróciły. W tygodniu byłam w domu, a weekendy wiadomo – u babci J I mimo, iż nie mieszkała na wsi, czy w innym pięknym i wyjątkowym miejscu (tylko w Rudzie Śląskiej :P) to i tak każdy „wolny” dzień od zerówki, a potem szkoły - spędzałam właśnie tam.

To ona mi opowiadała bajki, sadzała na stole w kuchni i ze mną „gotowała”… to z nią kupowałam pierwsze „strojnisiowe” ciuchy i z nią chodziłam na dłuuugie spacery z psem :) To z Nią kompletowałam pierwszą wyprawkę do szkoły, białą bluzkę, spódniczkę…tytę! (większą ode mnie zresztą haha) 

Takie naturalne to było, że ostatniego dnia szkoły – dziadek przyjeżdżał po mnie – 
a „odstawiali” mnie 31 sierpnia J Z całą wyprawką….i poczuciem, że jestem najważniejsza na świecie <3
Lata leciały… a ja wiadomo – potrzebowałam niezależności.. U babci było super, ale … nie ma co ukrywać – dla babci zawsze byłam malutką Olusią. Przyjeżdżałam zatem co drugi weekend i prowadziłam „podwójne życie” – wnuczki w Rudzie Śląskiej i nastolatki 
w Katowicach.. :) :P
To tak w skrócie telegraficznym..
 Wiele z Was pomyśli pewnie – co  to takiego? Normalka! Chciałabym się zgodzić… Dziś sama jestem mamą… Kończące się wakacje zmuszają do refleksji.. Mój syn ma 12 lat. Niby dużo, niby już samodzielny – jest super, bo nie muszę prosić sąsiadki, żeby na niego luknęła kiedy muszę wyskoczyć do sklepu…  Fajnie.

Nie jest żadną niespodzianką, że On ma dwa miesiące wakacji, a my dwa tygodnie urlopu (Żon nie miał wcale, bo ma nową pracę). Dwa tygodnie nad morzem (kolonie) pozwoliły zmienić otoczenie, przeżyć przygodę i dopisać coś miłego do „wspomnień młodości” :P  Ale wiecie co – teraz podwójnie doceniam skarb jakim jest moja babcia.. Dzięki Niej – jako dziecko - nigdy nie musiałam siedzieć pół dnia w domu, czekając, aż rodzice wrócą z pracy – tak jak mój syn.. I tak przez ¾ wakacji.. Już niedługo powrót do szkoły i nie ma już co się nad tym rozwodzić, ale wierzcie mi – okropne to uczucie, kiedy jest piękna pogoda, a ja siedząc w pracy wiem – że koledzy syna biegają po dworze,  a on kisi się w domu…


Dziś, moja babcia, młodsza o 20 lat od babci Żona – jest właśnie tym typem Starszej Pani, która lubi narzekać, na pytanie „jak się czujesz?” zawsze odpowiada „słabo” i nie potrafi dostrzec uroków bycia emerytką ;) Byle drobiazg wyprowadza ją z równowagi i naprawdę trudno z Niej wykrzesać odrobinę optymizmu.. Często nasze zdania różnią się bardzo od siebie,  zdarzają się tarcia i zgrzyty.. Ale… 

Ja jej nie potrafię zapomnieć tej całej miłości, którą na mnie przelała.. Wsparcia i opieki. Wpojenia we mnie poczucia własnej wartości. Wiem, że zawdzięczam to jej – zawsze we mnie wierzyła, każdy najmniejszy sukces napawał ją dumą – chwaliła się mną przed sąsiadkami (hahaha ten typ tak ma ;)) Głupie, ale jako matka – teraz wiem, jakie to ważne, żeby dziecko wiedziało, że jest się z niego dumnym..
Moment kiedy pokazałam dziadkom Świadectwo Maturalne – bezcenny.. Byli tak wzruszeni… i szczęśliwi. Chyba bardziej niż ja ;) Takie sytuacje naprawdę budują poczucie, że jest się dla kogo starać..  

Zawsze na babcię mogłam liczyć. Zawsze. Więc teraz i Ona może liczyć na mnie. Będę znosić jej humorki – wściekać się, ale znosić. Wiem, że gdyby miała na to siły – mój syn spędziłby u niej całe wakacje (swoją drogą, to okropne co napiszę, ale perspektywa spędzenia wakacji u babci, która nie ma internetu/komputera i kolegów pod blokiem jest dla młodego nie do przyjęcia) Takie czasy.. ;))))

Rozpisałam się. W klimacie trochę innym niż zazwyczaj. Trochę smucę sentymentalnie, ale spoko – uśmiech na twarzy mam :) :) Szczęśliwie, wakacje dobiegają końca – wkrótce wróci znany (nie koniecznie lubiany :P) rytm … i znowu będziemy skupiać się na problemach życia codziennego  :)

Jeśli macie czas i ochotę napiszcie jak to u Was w kwestii dziadków?  
Chętnie poczytam i podyskutuję..

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam ;)

Buźki i do  następnego razu <3






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz