środa, 17 lutego 2016

RECENZJA: LA PRAIRIE - KAWIOROWY PODKŁAD W KREMIE





Jak już pewnie wiecie nie należę do największych fanek recenzji kosmetycznych... Żaden ze mnie autorytet w tej kwestii.. Ale czasem są takie produkty, o których naprawdę warto napisać. Dziś podzielę się z Wami opinią o:


La Prairie – Kawiorowym podkładzie w kremie z korektorem SPF 15

Wbrew pozorom raczej nie przypuszczałam, że kiedykolwiek przyjdzie mi przetestować produkt TEJ marki. Powiem więcej – kiedy pierwszy raz miałam go w ręku – nie miałam bladego pojęcia, że jest to podkład z tych … luksusowych.
Jak w przypadku wielu, wielu kosmetyków z wyższej półki – właścicielką ich staję się – trochę, nie z własnej woli ;) Tak było też i tym razem. Dostałam go, ponieważ pierwotnej właścicielce nie spasował kolor ;) Ot, taki drobiazg :P
Prawdę powiedziawszy i dla mnie był on za jasny – jednak wiedziałam, że koniec lata za pasem, a wtedy też i kolor mojej cery ulega staje się …bledszy ;)
Poza tym, naprawdę lubię testować nowości, a nie zawsze mam odwagę sięgać po nie ze sklepowych półek – często rozsądek bierze górę…, bo a nuż nie trafię i będą to pieniądze wyrzucone w błoto..

Jeśli chodzi o „fachowy” opis – to w internecie znalazłam coś takiego:

Rozpieść swoją skórę unikalnym połączeniem koloru i pielęgnacji zamkniętej
w inteligentnej formule z intensywnie odżywczymi, nawilżającymi i energetyzującymi właściwościami Ekstraktu Kawiorowego. Dwa produkty w jednym: pierwszy to luksusowy podkład, który napina, ujędrnia i chroni skórę, jednocześnie przeciwdziałając oznakom starzenia; drugi to profesjonalny korektor. Oba współdziałają, aby zapewnić długotrwały, nieobciążający skóry efekt kryjący. Zauważysz natychmiastową poprawę kondycji i wyglądu skóry.


Jakie wrażenia?
Przede wszystkim –  pierwsze wrażenie nie należało do najlepszych. Po aplikacji pędzlem wydawało mi się, iż moja twarz pokryta jest MASKĄ (olaboga!)… Potocznie nazywam to „tapetą” i nie lubię tego efektu, jak mało czego.. Wiadomo, zaraz zaczęłam buczeć pod nosem, że niby taki drogi podkład, a taka kicha… Cóż… bardzo szybko musiałam „odszczekać” powyższe… Okazało się bowiem, że gdy w trakcie pracy chciałam skorygować usta (wiadomo – szminka przepadła wraz z kawą i pączkiem ;) :P) w lusterku zobaczyłam już całkiem inny efekt. Cera miała wyrównany kolor,  efekt maski zniknął jak ręką odjął, a przede wszystkim – mimo upływu kilku godzin – całość się trzymała idealnie.
Lada moment „zdenkuję” ten magiczny podkład i nie ukrywam, że z wielkim żalem się z nim rozstanę. Co więcej – jest wiele, wiele produktów z tej kategorii, które uważam za bardzo dobre, ale… no właśnie! Dziwnie to zabrzmi, ale do luksusu człowiek wyjątkowo szybko się przyzwyczaja ;) Mając wieczorne „wyjście” postanowiłam użyć innego podkładu (którego używałam dotychczas), głównie dlatego, że jest ciut ciemniejszy.. Nigdy nie miałam do niego żadnych zastrzeżeń…a tu niespodzianka! Od razu zauważyłam różnicę – szczególnie po kilku godzinach.. Kilka niedoskonałości (oj jak to pięknie nazywam ;) wyszło „ponad podkład” niczym plamy oleju na wodzie.. Cera przestała być „jednolita” no i ogólnie widać było te godziny na twarzy…
Podkład jest w zestawie z korektorem, ale uczciwie przyznam, że zbyt często go nie używam. Sam podkład daje radę.. Dlatego też, nie jestem w stanie za wiele powiedzieć na jego temat.

Wady?
Cena – choć to sprawa dyskusyjna, bo dla mnie tak wysoka cena jest wadą – gdyż nie stać mnie by wydawać kilka stówek na podkład. Ale z drugiej strony dla kogoś, kto nie ma problemu finansowego – jakość jest adekwatna do ceny.., więc można uznać, że przynajmniej wiadomo za co się płaci.






Opakowanie – już tak wyszło, że ja to się z wszystkim ociągam ;) Recenzja miała pojawić się dużo, dużo wcześniej. Ale nie ma tego złego… w tym akurat wypadku, fakt, iż wkrótce podkład się skończy pozwolił mi zauważyć jego wadę. Otóż jest on w szklanej buteleczce
z dosyć wąską szyjką. W nakrętce ma aplikator, taką…łopatkę do nabierania produktu. I tak jak wszystko pięknie „działało” , tak teraz kiedy podkładu zostało niewiele – „wyskrobanie” go ze ścianek – graniczy z cudem. Obecnie wybieram go chudym pędzelkiem (który przez to do połowy zaraz jest upaćkany podkładem), ale prawdę mówiąc za tą cenę…taka babranina jest trochę nie na miejscu..

Ja otrzymałam samą buteleczkę z podkładem, choć kompletna wersja jest z lusterkiem
(na którym podkład stoi) oraz małym pędzelkiem.. Z tego co rozumiem – pędzelek jest do aplikacji korektora – ale teraz to już pewności nie mam.. Może to nim wygrzebuje się podkład? Hmm, dziwne i trochę jednak nie dopracowane.

Podsumowując podkład marki La Prairie jest wart swojej ceny. Spełnia wszystkie warunki jakie powinien spełniać podkład. Nie chodzi o to, że czyni cuda, ale jest skuteczny w stu procentach i przyznam, że gdybym była bardziej majętna… pewnie bym z przyjemnością do niego wróciła :)











3 komentarze:

  1. świetne rozwiązanie funkcjonalności opakowania 2 w 1 ;) super

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No muszę przyznać, że bardzo to wygodne :) Choć tego korektora za wiele nie używam, więc koniec końców - zostanie mi pusta buteleczka i korektor w zakrętce ;)

      Usuń
  2. Świetny post! :) Moim zdaniem w ogóle wydawanie tylu pieniędzy na kosmetyki to przesada, nawet dla ludzi, którzy nie mają problemów finansowych. :)
    Już kiedyś wpadłam na Twojego bloga, ale nie sądziłam, że zajrzysz na mojego. :D W każdym razie zapraszam ponownie! :)
    http://crazylicja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń